Mam na imię Piotr i pochodzę z Sochaczewa w diecezji łowickiej. W Ruchu Światło –Życie jestem od 2010 roku. Od kilku lat starałem się wyjechać za granice na tzw. świecką misje lub coś z tym związanego. Pragnąłem poznać kościół katolicki z innej perspektywy, poznać ludzi wierzących, ale mieszkających w innych częściach Europy lub nawet świata. Lata mijały, a z wielu powodów wyjazd był niemożliwy do zrealizowania. Zbierałem sporo gazet opisujących katolickie misje na całym świecie, rozmawiałem z misjonarzami, czytałem artykuły w internecie i czekałem na swój czas. Podczas ŚDM w Krakowie odwiedziłem stoiska misyjne, gdzie mogłem porozmawiać z młodymi ludźmi, którzy jako świeccy misjonarze wyjechali do różnych zakątków świata. Pewnego styczniowego wieczoru przeczytałem informacje zamieszczoną na facebooku o Oazowym Wolontariacie Misyjnym. Poszukiwano wolontariuszy, którzy wyjechaliby do kilku państw m.in. na Ukrainę, która od 2 lat stała się celem mojego wyjazdu, więc jeszcze tego samego dnia napisałem maila, w którym wyraziłem swoją chęć wyjazdu i wysłałem na podany adres. Odpowiedź przyszła w niedługim czasie i za miesiąc pojechałem na pierwsze spotkanie do kościoła księży Pallotynów w Warszawie, gdzie poznałem młodych ludzi, którzy mieli już za sobą wyjazdy jako animatorzy oazowi do Rwandy w Afryce. Miesiące mijały, a ja miałem wiele spraw, które realnie mogły mi uniemożliwić wyjazd. Gdy zbliżał się termin ostatecznej decyzji, nie miałem wolnego na czas wyjazdu, ale ostatecznie wszystko dobrze się ułożyło. Moderator diecezjalny ks. Grzegorz Gołąb bardzo się ucieszył z moim planów życiowych dając zgodę na wyjazd i błogosławieństwo. Z tego co wiem to jestem pierwszym oazowiczem z diecezji, który postanowił wyjechać na rekolekcje poza granice Polski, więc trochę przecieram szlaki. W czerwcu ostatecznie dowiedziałem się, że zostaje skierowany do Jazłowca na wschodnich krańcach diecezji lwowskiej i będę tam animatorem Oazy Nowego Życia I stopnia dla młodzieży, moderatorem zostanie ksiądz Łukasz Słaby, pochodzący z Polski, a od kilku lat posługujący na Ukrainie. To bardzo mnie ucieszyło, ponieważ trudności językowe częściowe zostały rozwiązane.

Wyjechałem na Ukrainę na początku lipca, pamiętam moment przejścia przez granicę, odwróciłem się i patrząc na Polskę powiedziałem sobie w duszy „ do zobaczenia za kilka tygodni” i udałem się na parking, gdzie było dość sporo ludzi. W pewnym momencie zobaczyłem charakterystyczny samochód, podszedłem do niego i zobaczyłem księdza, który z uśmiechem powiedział: Szczęść Boże. Następnie pojechaliśmy do Krysowic, gdzie w klasztorze sióstr przenocowałem pierwszą noc, aby następnego dnia z kilkoma postojami, na których wsiadali kolejni animatorzy, pojechać na przedmieścia Lwowa, tam upchaliśmy potrzebny sprzęt muzyczny i pojechaliśmy bezpośrednio do Jazłowca. Droga była dość długa, tego dnia praktycznie cały dzień spędziłem w samochodzie, ale dzięki temu mogłem zobaczyć Ukrainę, duże i małe miasta, wioski, a przede wszystkim te ogromne pola i przestrzenie, gdzie czasami nawet jednego domu nie było widać. Gdy widzi się takie widoki, ma się wrażenie jakby ten kraj nigdy się nie kończył i był rozciągnięty na krańce świata. Ukraina jest pięknym krajem, czego mogłem się przekonać podczas dalszych dni mojego pobytu. Jadąc przez pewną miejscowość spotkaliśmy pogrzeb, tradycja jest taka, że nie wolno wyprzedzać pogrzebu, dlatego podobnie jak inne samochody przez kilkaset metrów jakie dzieliły nas od cmentarza, jechaliśmy powoli za ceremonią pogrzebową. Wyprzedzanie procesji ze zmarłym jest bardzo źle traktowane przez ludzi. Uważa się bowiem, że jest to moment, w którym w należy oddawać szacunek zmarłemu i w żadnym wypadku nie można wyprzedzać trumny. Jak wiemy w Polsce powszechną praktyką jest omijanie procesji żałobnej, która znajduje się na drodze. Kolejnym spostrzeżeniem były maszutki. Małe żółte autobusy, które spokojnie można nazwać królami ukraińskich dróg. Spotkać można je na niemal każdej drodze, łączą miasta z mniejszymi miejscowościami, zatrzymując się również na wsiach. Dzięki mim mieszkańcy codziennie dojeżdżają do pracy, czasami nawet 80 km w jedną stronę.

Kolejna charakterystyczna rzecz to kapliczki. W Polsce mamy ich dużo, ale są głównie jednego wyznania, czyli katolików, tutaj z racji mozaiki wyznaniowej, możemy spotkać kapliczki katolickie, grekokatolickie i prawosławne. Następna kwestia to wywieszanie flag. Obecnie narodowe symbole znajdują się oprócz państwowych urzędów również na domach, sklepach, a nawet przystankach autobusowych. Gdy rozmawiałem z mieszkańcami tłumaczyli mi, że w taki sposób podkreślają tereny całkowicie wolnej Ukrainy, co jest oczywiście w kontekście konfliktu na wschodniej części kraju. W taki sposób dochodzi się do kolejnego charakterystycznego spostrzeżenia. Mijając cmentarze widzi się kilka grobów, obok których powiewają ukraińskie flagi. Są to groby żołnierzy, którzy polegli na wschodzie kraju. Obecnie chyba nie ma miejsca, z którego nie poległby jakiś mieszkaniec. To jeden z najbardziej smutnych obrazów tego kraju. Mimo, że ludzie starają się żyć w miarę normalnie, to przy bliższym poznaniu, widać oddziaływanie wojny, która rozpoczęła się kilka lat temu i dotyka cały naród.

Wieczorem dojechaliśmy do celu. Jazłowiec jest małą miejscowością na zachodniej Ukrainie, w której na środku znajduje się góra, a na niej klasztor Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia N.M.P. Historia tego miejsca jest tragiczna, ponieważ z powodu wojny siostry musiały uciekać na obecne tereny Polski i zamieszkać w Szymanowie, a dwie siostry niepokalanki poniosły w 1944 roku śmierć. Obecnie klasztor zajmuje lewe skrzydło i środkową część wraz z kaplicą. Prawa część należy do ukraińskiej służby zdrowia, w której znajduje się m.in. sanatorium. W klasztorze znajduje się Dom Formacyjny bł. Marceliny Darowskiej, a obok wspaniały kilku hektarowy park i kilkusetletni zamek. Z góry rozciąga się piękny widok okolicznych lasów, pól i domów, z których wyrastają 2 kościoły. Jeden to zniszczony kościół Dominikanów, który obecnie jest jakby pomnikiem dawnych czasów, kiedy to kościołów katolickich było znacznie więcej, a drugi to świątynia grekokatolicka, do której przychodzi znaczna większość mieszkańców Jazłowca.

Pierwszego dnia dowiedziałem się kogo mam w grupie, trafiłem na 10 chłopaków, z których każdy w mniejszym lub większym stopniu rozumiał język polski. To był czas przełamywania pierwszych barier, które były między mną, a uczestnikami. Trzeba przyznać, że to były moje pierwsze rekolekcje, podczas których nikogo wcześniej nie znałem, wszystkich musiałem poznać, nauczyć się imion i chociaż postarać się znać połowę nazwisk, a to wszystko w języku ukraińskim. W tym wszystkim bardzo pomocny okazał się ksiądz Łukasz wraz z kadrą animatorską. Każdego dnia mogłem liczyć na ich pomoc i nigdy mi jej nie odmówili. Starałem się wszystko co zobaczyłem tłumaczyć na język polski. Wyglądało to trochę jak powtórka z pierwszej klasy szkoły podstawowej, kiedy człowiek uczy się czytać i poprawnie wymawiać słowa…

Młodzież , która przyjechała na rekolekcje, podobnie jak w Polsce można było podzielić na dwie grupy: jedna to osoby uczestniczące już kiedyś w rekolekcjach ONŻ, oraz druga, czyli oazowicze pierwszy raz będący na rekolekcjach ONŻ, mający za sobą formacje w ODB lub OND. Ruch Światło- Życie istnieje w diecezji lwowskiej zaledwie 6 lat, ale bardzo szybko się rozrasta. Liczba uczestników systematycznie rośnie, dzięki czemu co roku odbywa się kilka oaz rekolekcyjnych różnego stopnia i nie brakuje chętnych na takie wyjazdy. Problemami są oczywiście pieniądze, ponieważ naród jest bardzo dotknięty kryzysem. Państwowa waluta, czyli hrywna jest słaba w stosunku to innych pieniędzy. Za jedną złotówkę można otrzymać nawet 7 hrywien, a ceny są po przeliczeniu takie jak w Polsce. Średnia pensja wynosi ok. 2000 hrywien, a np. za chleb trzeba zapłacić 8 hrywien, butelkę wody 10, a czekoladę 18…Mimo takich problemów ludzie na tracą nadziei i wysyłają swoje dzieci na rekolekcje.

  

Wspaniałą pracą wykazuje się  archidiecezja lwowska, która współfinansuje rekolekcje dla młodzieży, aby problemy finansowe nie uniemożliwiały młodym ludziom pogłębienia wiary i formacji w oazie. Ogólnie katolicy bardzo angażują się w pomoc kościołowi, znacznie mniejsze grupy wiernych w porównaniu do Polski, dzięki swojemu zaangażowaniu i jedności pod kierunkiem miejscowych kapłanów robią piękne dzieła dla rozwoju kościoła katolickiego.

Same rekolekcje są oczywiście bardzo podobne do tych, które organizujemy w Polsce. Rozkład poszczególnych punktów dnia jest dostosowany do konkretnej tajemnicy, oraz oczywiście jest czas na rekreacje. To jest bardzo ważny moment dla każdego kto wyjedzie za granice, aby być animatorem. W tym czasie grając z kimś w różnego rodzaju gry, albo po prostu spacerując po parku i rozmawiając można nawiązać relacje z uczestnikami, lepiej ich poznać i dowiedzieć się jakie mają spostrzeżenia na temat ich formacji w oazie, swojego życia i pogłębiania wiary, a także relacji z koleżankami i kolegami. Każda Msza Św. była w języku ukraińskim, dlatego bardzo istotne było skupienie, aby starać się jak najwięcej zrozumieć. Na spotkaniach w grupkach używaliśmy dwóch języków, czyli polskiego i ukraińskiego. Ciekawostką może być fakt, że kilka osób bardziej znało polski niż ukraiński. Fakt ten wiąże się z miejscem zamieszkania danej osoby. Na terenie naszego wschodniego sąsiada działają polskie szkoły, w których uczy się dzieci i młodzież w języku polskim, dodatkowo w domach rodzinnych zachowywane są tradycje polskie i rozmawia się tylko w języku polskim. Rodzice, dzięki temu uczą swoje dzieci języka ich dziadków i pradziadków. Część z tych młodych osób wyjeżdża później do Polski na studia i czasami zostaje w naszym kraju, albo wraca mówiąc już perfekcyjnie po polsku w taki sposób, że trudno w pierwszej chwili zauważyć.

Podczas całego pobytu w Jazłowcu młodzież miała oprócz czasu przeznaczonego na formację także kilka wycieczek, czasami były one w pobliskiej okolicy, a czasami do dalszych miejsc jak np. wodospady, na które szliśmy kilka godzin. W czasie rekolekcji odwiedził nas abp. Mieczysław Mokrzycki, czyli głowa kościoła katolickiego na Ukrainie. Po zaledwie kilku minutach swojego pobytu łatwo można było zauważyć jak radosnym i serdecznym jest człowiekiem. Opowiedział wszystkim zebranych na Mszy Św. krótką historię diecezji, zaznaczając że obecnie mamy ok. 300 parafii, a przed wojną w diecezji było ponad 1500. Było to bardzo miłe spotkanie, pokazujące wielkie zainteresowanie abp. Mokrzyckiego lokalną oazą. Kolejnego dnia wyjechaliśmy na dzień wspólnoty, który wraz z kilkoma innymi grupami przeżywaliśmy w Dolinie. Był to moment poznania większej grupy młodych oazowiczów, a także kapłanów diecezjalnych zaangażowanych w oazę. Na spotkaniu można było również porozmawiać z ks. Jarosławem Gąsiorkiem, moderatorem krajowym Ruchu Światło – Życie na Ukrainie. Następnego dnia przyjechał do nas w odwiedziny ks. Nazar Biłyk, moderator diecezjalny i pozostał do zakończenia rekolekcji, dzieląc się z nami swoim doświadczeniem, oraz uczestnicząc w uroczystym nałożeniu tzw. fosek, czyli znaku przynależności do Ruchu Światło –Życie, które jest bardzo ważnym przeżyciem dla każdego młodego człowieka. Ten dzień jest bardzo wyczekiwany przez oazowiczów i stanowi zarazem zwieńczenie ich dotychczasowej pracy. Po tej uroczystości na twarzy każdego widać było wyraźną dumę z tego w jakim ruchu się formuje i pogłębia dojrzałość chrześcijańską.

Wszystko kiedyś się kończy i tak samo mój wyjazd. Nadszedł dzień wyjazdu uczestników, podziękowań, oraz pożegnań. Bardzo chciałbym podziękować za wszelką pomoc ks. Łukaszowi Słabemu, ks. Nazarowi Biłykowi, a także animatorom: klerykom Wiktorowi i Andrzejowi, oraz Irenie, Julii, Krysi i Pawłowi, bez których te rekolekcje nie odbyły by się w tak wspaniałej atmosferze.

 

I na koniec nasuwa się pytanie czy jeszcze tam wrócę? Oczywiście, że tak! Odpowiedź nie jest wcale trudna, ponieważ Bóg był na niemal każdym etapie odczuwalny. Na samym początku, gdy się zgłaszałem i wiedziałem, że nie mam wolnego czasu podczas wakacji, a mimo to zaufałem Bogu powtarzając słowa jednej z piosenek religijnych, która jest jakby hymnem młodzieżowych spotkań na Lednicy: nie bój się, wypłyń na głębie. To dało mi poczucie, że mimo obecnych w tamtym czasie przeszkód powinienem wysłać zgłoszenie.

Przyszła też mi myśl, że kilka lat podczas których chciałem wyjechać, a nie udało mi się to, było po prostu Bożym planem, który polegał na przygotowaniu mnie na taki wyjazd. Analizując moje ostatnie lata doszedłem do wniosku, że gdybym wyjechał w 2013 roku to popełniłbym błąd. Do takiego wyjazdu trzeba się w pełni przygotować duchowo. W ciągu 4 lat wiele doświadczyłem, byłem animatorem na kilku rekolekcjach, odbyłem kilka pielgrzymek pieszych do Częstochowy, były radosne chwile, różne życiowe zwycięstwa, ale przede wszystkim wiele trudnych doświadczeń. Nie poddałem się i nie zmieniłem swojego życia właśnie dzięki swojej wierze. Każde złe doświadczenie, które po nawet kilku latach, okazuje się opatrznością Boga, który w danym momencie nie chciał człowieka w konkretnym miejscu, umacnia ludzkie zaufanie do Boga i jego roli w naszym życiu. Nie można obrażać się na Boga, a po prostu Mu zaufać i dać kierować własnym życiem. To dzięki temu zaufaniu po kilku miesiącach zmagań życiowych, które minęły od mojego styczniowego zgłoszenia do końca maja, nie poddałem się i ostatecznie wyjechałem na Ukrainę. Tam każdego dnia czułem opatrzność, byłem przecież w całkowicie innym świecie, nigdy na kilka tygodni nie wyjechałem do jakiegoś państwa, nikogo tam nie znałem, nie wiedziałem jak zostanę przyjęty przez księży, animatorów oazowych, oraz młodzież ukraińską. Nie wiedziałem jak dojadę do celu, a więc do Jazłowca, małej miejscowości, która jest w głębi Ukrainy. Wszystko się dobrze ułożyło, a do miejsca rekolekcji dojechałem bez jakichkolwiek przeszkód. Podobnie było w drodze powrotnej, kiedy nie czekałem dłuższego czasu na kolejny środek transportu i w ciągu kilku godzin znalazłem się po błyskawicznej podróży w Rzeszowie. Piękne chwile przeżywałem również w codziennym czuwania modlitewnym, tam czuło się całym sercem, że Bóg jest ze mną, nie mam czym się martwić, każdy problem który może przyjść następnego dnia będzie rozwiązany i wszystko dobrze się skończy. Trafiłem na wspaniałego ks. Łukasza, animatorów oazowych i młodzież, a to dużo znaczy dla człowieka, który pierwszy raz wyjedzie na takie rekolekcje. To przecież one na zawsze z racji pierwszeństwa zostaną w człowieka sercu i będą miały wpływ na kolejne życiowe decyzje dotyczące wyjazdu na Ukrainę lub innego państwa. Wielką łaską daną każdego dnia było również znajdowanie czasu na samotną modlitwę w kaplicy klasztornej. Tam mogłem się wyciszyć i nabrać siły na kolejne dni rekolekcji. Piękna była wspólna modlitwa w grupkach, a gdy widzisz jak młodzież chcę się modlić to sens twojego zaangażowania jest wyraźnie widoczny i odczuwalny. Całe doświadczenie ukazało mi stara prawdę życiową, że Bogu należy zaufać i oddać mu swoje całe życie, aby mógł człowieka prowadzić tam gdzie on chce i kiedy chce. Bóg nigdy nie chce dla człowieka źle, a czas pokaże w jakim celu różne niepowodzenia stanęły na drodze naszego życia. My potrzebujemy zrobić jedną trudną, ale wartą dla naszego życia rzecz- ZAUFAĆ BOGU, a On już nas poprowadzi swoimi ścieżkami, które doprowadzą do szczęścia, tak jak mnie na Ukrainie.

Piotr Podkański