Dziewięć miesięcy powoli dobiega końca, zostało jeszcze kilka tygodni. A potem Dublin, lotnisko i ciepłe lądowanie w końcówce polskiego maja.
Idą i płaczą
Tuż przed wyjazdem do Irlandii wcale nie byłam szczęśliwa. Ogarnęło mnie mnóstwo wątpliwości czy to słuszna decyzja, ale trzymałam się tego, co postanowiłam na początku. Nawet tutaj te wątpliwości tkwiły we mnie długo, zwłaszcza, że jak to bywa, gałęzie drzew wcale nie uginały się od owoców. Dopiero będąc na rekolekcjach w Polsce te myśli dały mi spokój. Przypomniałam sobie słowa, które Bóg kierował do mnie w czasie, gdy rozmyślałam czy pojechać czy nie. Uświadomiłam sobie jak bardzo misyjne były fragmenty, jak bardzo trafiały do mnie wtedy i jak mnie syciły. Duch Święty jest lepszy niż supełki na chusteczce – On nam wszystko przypomni. I w odpowiednim momencie pokaże to co wcześniej było zakryte. Tak więc do kraju powracam z radością. Jest tylko coś co mnie martwi, rysa na szkle: to brak animatorów, którzy po nas podejmą posługę na oazie w Cork. Jest tutaj wiele młodych ludzi w wieku od 8 do 12 lat oraz trochę starszych 13 – 19, którzy potrzebują formacji. Część osób uda się w tym roku na I ONŻ do Polski i będą im potrzebne kroki, kiedy wrócą. Czekamy i modlimy się na każdym spotkaniu, aby byli tu animatorzy, którzy się tym zajmą.
Kto by Nam poszedł?
Może nie trzeba ruszać od razu na krańce ziemi? Może wystarczą krańce morza? Np. Morza Celtyckiego. Tam także będzie wiodła Twoja ręka i podtrzyma Twoja prawica. Jeśli marzysz o misjach, to myślę, że Irlandia jest równie dobra, jak dzika puszcza Darien1 lub odległa równina Serengeti. A może nawet bardziej potrzebująca. Jeden z tutejszych biskupów stwierdził, że Wyspa Misjonarzy to obecnie teren misyjny2. Jestem pewna, że przyjazd tutaj będzie owocny także dla kogoś, kto nie rozpoznaje w sobie palącego pragnienia wstąpienia do zakonu misyjnego. Oto jeśli rozeznajesz powołanie do małżeństwa, rodziny tutejszego Domowego Kościoła są żywym świadectwem działania Chrystusa i prawdziwą, choć pośmiertną dumą ks. Blachnickiego. Przebywanie z nimi jest wyższą szkołą życia rodzinnego. Nie trzeba robić notatek – wnika przez skórę. I takie doświadczenie można przywieźć z misji i tym sposobem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ludzie zgromadzeni w polskim duszpasterstwie zachwycają swoją dobrocią i pobożnością. Polonia ujęła mnie i ciągle uczy co znaczy tak po prostu posiadać siebie w dawaniu siebie. Jeśli natomiast rozważasz kapłaństwo, to znajdziesz tu wzory oddania wspólnocie, posłuszeństwa przełożonym, duszpasterskiej jedności, wypalania się dla Kościoła. Marzącym o życiu kontemplacyjnym, także niewiele będzie tutaj przeszkadzać3. A jeśli jesteś po prostu animatorem zdolnym do wszystkiego, wiedz, że cię tu potrzebują i że czekają na ciebie, byś kontynuował to dzieło, które już zostało zapoczątkowane. Od jakiegoś czasu uczestnicy regularnie pytają mnie z lękiem czy jest już ktoś na nasze miejsce. Im naprawdę na tym zależy. Podobnie z reszta jak ich rodzicom.
Na Zachodzie zmiany
Kiedy byłam młodsza wydawało mi się, że cała Europa przedstawia poziom zaangażowania religijnego podobny do tego, który mamy w Polsce. Dopiero z wiekiem zaczęło do mnie docierać, że na Zachodzie nie ma już ani tak wielu katolików, ani takiej wiary. Zaraz po naszym przyjedzie przeżywałyśmy ciężkie chwile patrząc na irlandzki Kościół. Oto Miasto Święte zniszczone. Syjon zrujnowany. Jak w pieśni Rorate caeli… I zastanawiałyśmy się tylko nad tym, co tutaj się stało, skoro upadek był tak wielki. Spełniły się prognozy księdza Blachnickiego, który będąc tutaj dokonał wnikliwej oceny warunków Kościoła i przewidywał, co może się stać, jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie. Nie pomylił się. I my jesteśmy tego świadkami. Na szczęście i na pocieszenie widzę starania tutejszych księży (np. proboszcza parafii na terenie której mieszkam) o to, by na posoborowy sposób ożywić wiarę swoich wiernych. Miód na moje serce.
A pod trawą była pustynia
Kiedyś katecheta na religii powiedział nam, że jeśli nauki Chrystusa nie można wprost zanegować, to się ją rozwadnia. I staje się jak zwietrzała sól, bez smaku, na nic niepotrzebna. Chyba ma to miejsce tutaj, gdzie katolicyzm sprowadza się do bycia dobrym człowiekiem. Część naszych uczestników nie wróci do Polski. Urodzili się tutaj i nie znają innego życia. Kiedy w październiku odbyła się Oaza Ewangelizacji w wielu świadectwach powtarzała się radość z powodu spotkania ludzi w podobnym wieku, którzy myślą tak samo tzn. też są katolikami, tzn. też traktują to poważnie. Podobnie, kiedy w kwietniu poprosiłam uczestników, by napisali swoje świadectwa z pracy formacyjnej w ciągu roku. Tutaj bardzo wyraźnie widać jak wielką rolę ma wspólnota, jak śmiertelnie groźna jest pustynia, gdy nie ma oaz. Cały ten kraj pokrywają łąki, nazywają go Zieloną Wyspą, a tu naprawdę jest pustynia. Mówi się „katolicka Irlandia”, ale to już wspomnienie. Ma imię, które mówi, że żyje, a jest umarła.
I kocham Cię jak Irlandię
Pod koniec pobytu w Irlandii dowiedziałam się, że św. Jan XXIII powiedział dokładnie to, co już wcześniej zauważyłam: „Kiedy zrobicie wszystko to, co możecie dla misji, zdacie sobie sprawę, że o wiele więcej otrzymaliście, niż zrobiliście”. Rzeczywiście tak jest. Czuję się jakbym była na rekolekcjach od września, aż do teraz. Chyba nigdy nie doświadczyłam takiej kumulacji Chrystusowych łask pośrednio, przez ludzi i bezpośrednio, z pierwszej Ręki. Myślałam nawet ostatnio, że jeśli nieśmiało chce się Bogu dać ciastko, On zaraz zasypuje lawiną tortów. Zanim jeszcze usłyszałam o Irlandii, chodziła mi po głowie wiadoma piosenka Kobranocki4. Pomyślałam skruszona: Panie Jezu, ani Irlandii nie kocham, ani Ciebie. Spokojnie mogę to śpiewać. A potem, to już wiadomo jak się potoczyło. Całkiem niedawno uznałam, że Zieloną Wyspę samą w sobie trudno mi kochać, zwłaszcza, gdy chodzi o jej nerwicowo-depresyjny klimat. Kiedy przyglądałam się podejściu do liturgii i życia duchowego niektórych osób za to odpowiedzialnych, zaczynałam rozumieć, czemu Jan Paweł II całował polską ziemię, kiedy przyjeżdżał. A jednak w tym właśnie miejscu doświadczyłam tak wiele Bożego działania, że to właśnie jest powodem, by kochać tej kraj. Kocham Cię przez Irlandię. Już świadomość, że naszą posługą zaspokajamy pragnienie samego Chrystusa, jest wielką łaską. Dayenu – tyle by wystarczyło.
Emmanuel
Odkąd przyjechałyśmy z Weroniką do Irlandii, przeprowadzałyśmy się dwa razy. Nasze trzy domki zawsze znajdowały się mniej niż 5 min drogi od kościoła. Z każdym z nich przeżywałyśmy mnóstwo przygód i doświadczyłyśmy wielu, wielu bożych łask. Jeśli chodzi o sprawy duchowe to mnóstwo tematów obie tutaj przerabiałyśmy. Czasem bolało. Czasem nawet bardzo. Patrząc wstecz z rozczuleniem wspominam naszą wspólną posługę. Wiem już, czemu Pan posyłał ich po dwóch. Pewnie nigdy nie zapomnę jak codziennie, zdrowe czy chore, modliłyśmy się z Weroniką i zgłębiałyśmy najpierw książkę pt. Rzeczy ostateczne, a następnie Charyzmat i wierność. A potem te długie rozmowy o przeczytanym tekście, o Maryi Oblubienicy i o tym, że najgłębszą zasadą żywotności i płodności Kościoła jest oblubieńcze oddanie się Chrystusowi, na wzór Niepokalanej. Kierownictwo duchowe przez telefon i Namiot spotkania o 5 rano – wszystko się da. Raz zbulwersowana bezowocnymi poszukiwaniami Mszy w mieście, powiedziałam, że jeśli nie będę mogła być codziennie na Eucharystii, to wracam do Polski. Znaleźli się kapucyni o 7.30 pm. Kiedy wątpiłam w to, że powinnam tu być, myślałam sobie, że nawet jeśli nie, to ze względu na modlitwę tak wielu, wielu ludzi, ta posługa musi przynieść owoce, bo przecież Pan tego wszystkiego nie zignoruje. Modlili się za nas nasi rodzice, przyjaciele i znajomi, nasze wspólnoty, Diakonie, Domowy Kościół w Irlandii i w Polsce. Członkowie mojej parafialnej Oazy adoptowali mnie jako misjonarza i codziennie odmawiali za mnie modlitwy, które sobie wyznaczyli. Przyjaciółka podjęła za mnie nowennę pompejańską. Któż zliczy to wszystko? Czasami miałam wrażenie, że lecę na skrzydłach tych nie swoich pacierzy.
Trzeba się modlić
Rok temu prosiliśmy o modlitwę w intencji tych misji. Niech Bóg wynagrodzi tym, którzy się modlili i pomogli nam w jakikolwiek sposób. Teraz prosimy o dodatkową intencję: o powołanie animatorów, którzy przylecą tutaj we wrześniu i o to, by nigdy nie brakło tu rąk do pracy. Żniwo jest wielkie, o czym sama przekonuje się cały czas. Prośmy więc Pana, aby wzbudził pragnienie pracy w młodych ludziach, by dał im odwagę oraz by nie porzucał dzieła rąk swoich. A wszystkim zainteresowanym anonsuję, że kiedy Bóg otwiera ucho, nie ma co się opierać, ani cofać. Po prostu nie ma sensu.
Giovanna Jakimowicz
Świadectwa
Chwalmy Pana na cytrze i grajmy Mu na harfie o dziesięciu strunach
A oto świadectwa naszych uczestników. Niech będzie błogosławiony Pan, bo każde Jego dzieło jest godne zaufania!
Pan Jezus codziennie daje mi wielkie łaski przez chodzenie na spotkania formacyjne. Po każdym z nich czuje, że Jezus Chrystus jest coraz bliżej mnie, zarówno w szkole jak i podczas modlitwy czy np. jazdy samochodem. Zecydowanie potrzebujemy więcej animatorek i animatorów, by nas prowadzili modlitewnie i religijnie. Zapraszam do Irlandii! Szymon (13 lat)
Oaza niedzielna daje mi to, że mogę się spotkać z przyjaciółmi oraz animatorkami, a także z Bogiem. Na spotkaniach uczymy się jak czytać Pismo Święte i jak skupiać się na modlitwie (zamiast rozmyślać podczas niej o piosenkach i innych sprawach). Odkąd chodzę na Oazę, więcej się modlę i czytam Pismo Święte. Lubię je czytać, choć czasem zależy to od mojego humoru. Na zakończenie dodam, że w przyszłym roku chciałabym kontynuować Oazę. Nikola (10 lat)
Na Oazę chodzę od pierwszego spotkania w Cork czyli od września. Przed spotkaniami myślałam, że nie opłaca mi się chodzić, że będę się nudzić, bo co niedziela jestem na Mszy, modlę się codziennie, a do spowiedzi uczęszczam regularnie. Sądziłam więc, że jestem katolikiem mocnej wiary. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, co znaczy mocna wiara. Dzięki tym spotkaniom wiem to, i staram się, o umocnienie np. przez to, że walczy, by dostrzegać Jezusa w codzienności. Dlatego zachęcam animatorów z Polski, żeby pomogli nam dalej rozwijać naszą wiarę. Amelicia (11 lat)
Dla mnie Oaza znaczy poznawanie Boga bliżej. Uczęszczam na spotkania z wielką przyjemnością, aby dowiedzieć się czegoś o Panu Bogu, Kościele i naszej religii. Dzięki Oazie mogę zaprzyjaźnić się z Pismem Świętym. Oaza ożywia moją wiarę. Pol Anonim
Poprzez Oazę Jezus dał mi moc pogłębiania mojej wiary w Niego, zrozumienie ważnych spraw dotyczących naszej katolickiej religii, wspaniałych przyjaciół, ludzi którym mogę zaufać i w szczególności porozmawiać o Bogu. Jezus również dał do zrozumienia jak ważna jest modlitwa i codzienne czytanie Pisma Świętego, co prowadzi do zbliżenia się do Niego samego i daje poczucie bezpieczeństwa, pokoju serca oraz zrozumienia niektórych życiowych wydarzeń. Laura (16 lat)
Dzięki Oazie głębiej poznałam Pana Boga, odkryłam wartość i sens życia, dowiedziałam się, że w Biblii czytam słowa Jego samego i że On tam do nas przemawia. Dostrzegłam mądrość, jaką objawił przez moje życie. Uważam za piękne chwile spędzona na Oazie z przyjaciółmi i animatorką – powstała między nami niepowtarzalna więź, ponieważ dzielimy się doświadczeniami i pomagamy sobie wzajemnie – jesteśmy jednością. Na pewno nigdzie indziej na emigracji nie mogłabym tego znaleźć. Przede wszystkim lepiej i głębiej poznałam Boga i jestem Nim zafascynowana. To dało mi odwagę pójść w życiu do przodu. Przez Oazę dowiedziałam się jak Pan chce byśmy żyli. Mam nadzieje, ze nadal będę mogła chodzić na spotkania, bo to dodaje mi odwagę, radość, sens życia i pokazuje świat od strony, której dotąd nie znałam. Marcelina (18 lat)
Na spotkaniach oazowych bardzo lubię, gdy modlimy się wspólnie, zwłaszcza na różańcu. Zdobyłam też nowych znajomych. Wszyscy są przyjaźni i życzliwi. Dzięki Oazie poznałam bliżej Boga, który mnie kocha i jest ze mną zawsze. Klaudia (9 lat)
Dzięki Oazie zrozumiałam, jak kochać Boga. Wiem np. że okazuję Mu miłość, gdy staram się nie rozpraszać się w kościele. Dowiedziałam się czemu Pan umarł za nas grzeszników, mimo, że niektórzy ludzie gardzili Nim i śmiali się, kiedy upadał. On nas kocha, dlatego chcę być jak On, iść za Nim i wierzyć w Niego. Natalia (11 lat)
Oaza jest dla mnie spotkaniem z Bogiem oraz przyjaciółmi. Formacja pogłębiła moją relację z Nim, a przez czytanie Pisma Świętego i modlitwę zdobywam wiedzę o Nim. Lubię chodzić na Oazę, ponieważ mogę zbliżyć się do Niego w miły i interesujący sposób. Cieszę się, że spędzam ten czas z Panem i ludźmi myślącymi podobnie. Karolina (14 lat)
Oaza wpływa na mnie bardzo dobrze. Przez nią Pan Jezus sprawił, że więcej się modlę i chodzę do kościoła. Podczas spotkań zdobywam informację o Nim i mogę też innych do tego zachęcać. Damian (10 lat)
Dla mnie, Oaza jest czymś niezwykłym. W dzisiejszych czasach, nie jest łatwo znaleźć miejsce, czy grupę osób, z którymi można by porozmawiać o wierze. Oaza jest wyjątkowa, bo daje mi taką możliwość i jest miejscem, gdzie mogę porozmawiać i dowiadywać się o rzeczach, które przez większość innych środowisk są odrzucane i uważane za niepotrzebne, zbędne, starodawne lub przecenione. Oaza daje mi odpowiedzi na pytania, i zachęca mnie do modlitwy i czytania Pisma Świętego. To rzeczywiście orzeźwiająca godzina w moim tygodniu. Wojtek (17 lat)
Chwała Panu!
1 Wilgotność powietrza jest bardzo podobna. Arkady Fiedler zauważył, że jeśli do ziemi nad Amazonką wetkniemy parasolkę, to zakwitnie ona w krótkim czasie. Podejrzewam, że tu byłoby tak samo.
2 Ksiądz Balchnicki w liście z tych stron napisał, że czekają tu na animatorów posługujących się językiem angielskim. Rzeczywiście jest tak, że na misje nie trzeba już jechać w dalekie strony, bo Zachodnia Europa w dużej mierze wymaga rechrystianizacji. Trzeba więc misjonarzy posłanych do owiec, które poginęły w Kościele. My na razie szukamy misjonarzy dla Polonii, także angielski nie jest absolutnie konieczny, a przynajmniej nie dla prowadzenia spotkań i nie na razie.
3 W każdym irlandzkim domu znajduje się obowiązkowo tzw. boxroom czyli pokoik wielkości klasztornej celi.
4 Z opowieści wiem teraz, że jest to typowy objaw rychłego wyjazdu w te strony.