Bardzo polecam misje w Kazachstanie – właśnie z nich wróciłam, będę jeszcze pisać o tym, jak wielką dobrocią obdarzają ludzi wokół

9 września 2023

Dzisiaj pierwszy raz od przyjazdu do Atyrau wyrwałam się na chwilę, by napisać coś o tym miejscu i tym czasie.

A czas jest to bardzo bogaty – poznaje miejsce, ludzi, ich historie. I jest tego tak wiele, że pewnie jeszcze nie raz napiszę jakiś post, albo opowiem przy kawie po powrocie.

Ale może zacznę tak, bo nie wszyscy jeszcze to wiedzą: znajduje się obecnie w miejscowości Atyrau, w Kazachstanie. Przyjechałam tu na doświadczenie misyjne na miesiąc, żeby poznać miejsce i ludzi, żeby im służyć i aby zawiązać relacje dążące do dalszej współpracy w działalności misyjnej kościoła we wschodnim Kazachstanie z Diakonią Misyjną Ruchu Światło-Życie, z posłania której się tutaj znalazłam.

Jest to wciąż niezwykle młody teren misyjny – parafia w Atyrau jest pierwszą założoną na tych terenach, niecałe 25 lat temu. I działalność tutaj jest trudna – państwo jest laickie, nie powiązane z żadną religią, ale ludność jest w większości muzułmańska. Przynajmniej oficjalnie, bo bycie Kazachem oznacza bycie muzułmaninem, a niekoniecznie pokrywa się to z życiem wiarą. Jednak odejść od Islamu oznacza często dla nich utratę jakby cząstki siebie, tego co ich wiąże z ich narodem.

Do tego państwo nie ułatwia sprawy – w przepisach znajduje się zakaz głoszenia swojej wiary poza terenem swojej świątyni, co oznacza, że aby komukolwiek móc powiedzieć o Bogu, to musi się najpierw jakoś znaleźć w kościele. Dlatego podstawą działania tutejszej parafii jest organizowanie czasu i zabaw dla dzieci i młodzieży, organizowanie grup artystycznych, nauki języka angielskiego. I niejednokrotnie ludzie przychodzący do parafii zostają z ciekawości na Mszy Świętej, podpytają się o wiarę. Czasem poznają Boga i zostają.

Tutejsi księża powtarzają, że najważniejsze na misjach to obecność – być dla tych ludzi, do których zostaliśmy posłani. I kiedy ich obserwuję, to widzę w nich ogromną miłość do drugiego człowieka, uwagę, zainteresowanie. Dużo mnie uczą, jak słuchać drugiego. Ale nie słuchać, żeby odpowiedzieć, słuchać, żeby zrozumieć.

A na zdjęciach trochę wspomnień z pierwszego dnia, ze spotkania z dziećmi i młodzieżą.

P.S. Grupę tutaj mamy niezwykle słowiańską. Księża którzy tutaj mieszkają to Słowacy. Oprócz tego są siostry z Polski i Rosji. Mamy też reprezentantkę Białorusi. I odwiedził nas też ksiądz Piotr Dydo-Rożniecki dzięki któremu tutaj przyjechałyśmy.

8 października 2023

Do domu wróciłam już tydzień temu, odpoczęłam i mam w końcu siły i czas, by na spokojnie opowiedzieć Wam coś więcej o moim wyjeździe. I dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o Kościele, który przyjmuje każdego.

Jedną z rzeczy, które dotknęły mnie najmocniej podczas mojego pobytu w Kazachstanie była niezwykle ogromna liczba osób samotnych, porzuconych, z ogromnymi problemami w rodzinach, szukających azylu czy ucieczki.

Jak na przykład ośmioletni chłopiec, Nurlan, który od rana do nocy spędza czas na parafialnym placu zabaw, by uniknąć powrotu do domu, gdzie nic dobrego go nie czeka. Często jedzenie też nie. A ma problemy z koncentracją, problemy rozwojowe. I trudności w budowaniu relacji z dziećmi, które się z niego śmieją, a nieraz i nękają. I nie powiem, bywa trudny, mocno zachodzi człowiekowi za skórę. Ale cieszy się za każdym razem, gdy ktoś poświeci mu uwagę. Kiedy może wziąć udział w zabawie z innymi. Gdy na spotkaniu dostanie napój, ciasteczka, pojedzie na wycieczkę, by poskakać na trampolinie. Codziennie przychodzi na Mszę Świętą – zupełnie nieświadomie, jako coś innego, co się dzieje w jego życiu. Ale przychodzi do miejsca, gdzie go przyjmują takim jakim jest i dają azyl.

Jest też młody chłopak, 23 letni Tolik, również z problemami rozwojowymi. Jego mama przyszła kiedyś z prośbą – jej syn widzi, że jego znajomi ze szkoły mają już wszyscy pracę i czuje, że odstaje od reszty. Czy mogą jakoś pomóc?

Tak wiec zatrudnili go – przychodzi raz w tygodniu na 3 godziny, by pomóc w lekkich pracach porządkowych. Ale te 3 godziny potrafią być najdłuższymi godzinami w życiu osoby, która go nadzoruje – oficjalnie. Nieoficjalnie – pomaga. On nie potrafi się skupić, skończyć zadania, które dostał. Co 5 minut dzwoni, by dać znać, że zadanie skończone. I często trzeba wtedy na nowo pokazywać mu, jak to zrobić, robić to razem z nim. Podobno radzi sobie już lepiej, niż kiedy zaczął i mają nadzieję, ze nauczy się wykonywać choć proste prace, by móc kiedyś radzić sobie w życiu bardziej samodzielnie.

Praca z nim i milion pytań na minutę, które zadaje wszystkim wokół są bardzo męczące. Dlatego podziwiam wszystkich, którzy poświęcają czas, by z nim pracować. A on, jak to sam mi powiedział – bardzo lubi kościół, ludzie tu są mili i lubi tu przychodzić.

I jest jeszcze Alek – dorosły mężczyzna. Kiedy pierwszy raz został znaleziony przez jednego z księży – około 20 lat temu, miał około dwudziestu lat. I nie mówił. Wyjadał resztki jedzenia ze śmietnika, był wychudzony, brudny i pobity. Księża się nim zaopiekowali i z czasem przyjęli do siebie do domu. I tak oto Alek stał się jednym z mieszkańców probostwa w Atyrau. Różni księża mieszkali tam od tego czasu, ale wszyscy dalej dbają o niego – nauczył się mówić i potrafi czasem zarzucić niezłym żartem. I stał się jednym z miejscowej 'rodziny’, wymagającym więcej troski, powodującym więcej zmartwień, ale jednym z tych obdarzonych miłością.

I nie tylko oni – dużo więcej osób przychodzi tam do parafii – wierzący, niewierzący, katolicy, prawosławni, czasem nawet muzułmanie. I czasem bywa to dla nich po prostu miejsce, gdzie dzieci mogą zjeść coś i się pobawić. Ale jest to też miejsce, gdzie każdy czuje się chciany. Gdzie patrzą na wszystkich z miłością – to było chyba najpiękniejsze. Widok oczu tamtejszych misjonarzy rozpalonych miłością do drugiego człowieka i niesamowitą radością spotkania z nim – niezapomniany. I ogromna lekcja miłości.

Na zdjęciach bohaterowie dzisiejszego wpisu.

Karolina Brozek